Robert Janson dwa, Robert Gawliński jeden

Warszawską grupą Hanako zachwycałem się lata temu na łamach "Stonera Polskiego". W międzyczasie udało mi się ich supportować, potem wydarzył się rok 2020, i w zasadzie nie było już żadnych innych lat, aż tu nagle Hanako wraca z drugim LP — wyjątkowo solidną "Śluzą".


Wydane w 2019 r. "Powiedz mi, że to przetrwasz" pokochałem za wiele rzeczy: bezpośredniość, intensywność, melodyjność i przebłyski z At the Drive-In i the Fall of Troy, że wymienię tylko te najważniejsze powody. To był cios: okazało się, że w polskich piwnicach wspaniałe pędy mogą wypuścić nie tylko pozostawione bez opieki ziemniaki.


A jaka jest "Śluza"? 


Miejscami trochę bardziej przyczajona, ale lirycznie znacznie cięższa i sprawniejsza. Bardziej skompresowana: przesterowany bas i noisowa gitara, połączone z bardziej popowym (no dobra, pop-punkowym) podejściem do kompozycji kojarzą mi się z jednej strony z Death From Above 1979, z drugiej zaś przywodzą na myśl najbardziej poszukujące momenty A Place To Bury Strangers. 


Słychać, że warszawska ekipa lubi próbować nowych rzeczy, atakując słuchaczy z kilku kierunków jednocześnie, za pomocą różnych środków. Wrażenie różnorodności potęguje wzajemne przekazywanie mikrofonu, krążącego pomiędzy muzykami jak piłka za najlepszych czasów Golden State Warriors.

Tym prostym gestem, niejako przy okazji zespół podkreśla powracający na "Śluzie" temat troski o samego siebie i wzajemnej samopomocy — sharing is caring.


Na facebookowym profilu grupy możemy przeczytać, że pewne wąsate pismo muzyczne uznało muzykę na drugiej płycie Hanako za "inteligentny, chwilami wręcz błyskotliwy hałas". Jako, że do druku się nie wybieram, mogę spróbować ich przelicytować  — "Śluza" to inteligentny, chwilami wręcz błyskotliwy wpierdol.



Komentarze

Popularne posty