Jesień już, Panie, a ja nie mam techno

Gdy nieświęte porządki uświęcają się na własną rękę i na własnych zasadach, to mamy do czynienia z herezją, potencjalną schizmą lub debiutancką książką poetycką Olgi Rembielińskiej.

"Klaster" to debiut wyróżniający się na tle innych tegorocznych debiutów nie tylko niezbyt obleganym rekwizytorium, ale także precyzyjną konstrukcją oraz zwyczajnie dobrą intuicją.

W tempie ok. 135-140 BPM (tak, dość szybko, czysto i szybko) tupta tu sobie obietnica lepszego jutra, ale jakby świadoma możliwych konsekwencji, które nie dla wszystkich mogą okazać się przyjemne. Kultura rave nie pojawia się tu na prawach błyskotki: poszczególne elementy wyposażenia wierszy przychodzą do nas z całym bagażem, takie, jakimi widział je ich producent; zabawa nigdy nie jest do końca bezpieczna, a gdzieś w pobliży zawsze kręci się trochę podejrzanych typów z potencjalnie nielegalną zawartością kieszeni.

Autorka imponuje słuchem i zdolnością skrawania, fraza na ogół jest precyzyjna i złożona z pietyzmem i fachowością, a technologia, warunek brzegowy zabawy, wraca do tego momentu w swojej historii, w której niosła nadzieję, a nie tylko spustoszenie.

Dostrzegam tu szansę na holistyczny, osobny projekt, spodziewam się licznych zaskoczeń i olśnień.

Polerujcie hi-haty.


Komentarze

Popularne posty