Substancje smoliste

Jaka jest Brodka, nikt tak naprawdę nie wie. Czy mamy wierzyć młodziutkiej dziewczynie z talent show, która nagrała dość sztampowe, pościelowe rzęchy? Tupać nóżką do szlagierów z "Grandy", zajeżdżanych przez moich współlokatorów z akademika? A może art popowe, inspirowane St. Vincent, Bowiem, Atwood i Orwellem wcielenie z "Clashes" i "BRUT" to prawdziwa Brodka?

Nic z tych rzeczy, zdaje się mówić wydana w zeszłym roku dwudziestominutowa EPka pt. "Sadza".

Po kilkunastu latach przerwy wracamy do tekstów po polsku (nie zawsze, niestety, udanych), ale po stylistyce "Grandy" nie został nawet guzik. Piosenki na "Sadzy" są intymne, niekiedy boleśnie dosłowne i, przede wszystkim, hipnotyczno-transowe. To artystka niemal naga, w bliskim kontakcie ze słuchaczem, wystawiona na światło dzienne nie tyle lepszym profilem, ile wręcz całą sobą, taką, jaka jest.

Współpraca z 1988 znanym z duety Syny zaowocowała rewelacyjnymi, klimatycznymi podkładami czerpiącymi pełnymi garściami z tego, co grało się w Bristolu w latach dziewięćdziesiątych. Trip hop to niezbyt uczęszczana obecnie estetyka, więc wędrówka w te rejony była obarczona pewnym artystycznym ryzykiem. Jak wyszło? Nie twierdzę, że Brodka to polski Tricky, ale chodzi to naprawdę światowo, ściągam czapkę i z dumą prezentuję zakola.

Dodam jeszcze, że materiał z "Sadzy" bardzo dobrze sprawdza się na żywo, choć nie zawsze tak, jak niektórzy by sobie tego życzyli. I choć ekopiknik w Opocznie to prawdopodobnie nie jest najlepsze miejsce na trip hop (marzyłby się klub), Brodka odpalała bangera za bangerem, nie mizdrząc się przesadnie do publiczności, nie ucząc ludzi klaskać ani nucić. Cóż, była w pracy, może to jest jakaś metoda?




Komentarze

Popularne posty