Tytułem wpisu jest cytat z piosenki pewnego zespołu, który z hukiem ląduje właśnie na złomowisku

 Jeśli społeczeństwo potrzebuje superbohaterów, to znaczy, że coś z nim nie tak.

Z drugiej strony, w społeczeństwie bardzo wiele rzeczy musi działać, jak należy, żeby zaistniała możliwość wystąpienia superbohatera. Ktoś przecież musi prać mu pelerynę i pozostałe elementy stroju, dowozić chińskie i pizzę o każdej porze dnia i nocy, oferować mu chwilę zapomnienia, czy wreszcie wykonywać z/na nim pracę terapeutyczną, żeby nasz superbohater mógł nieść skuteczną pomoc potrzebującym.

Superbohaterstwo jest jak przedsiębiorczość: stanowi cechę społeczeństw, a nie jednostek.

Ale o tym nie przeczytamy w superbohaterskim tomie Przemysława Wechterowicza pt. "Miłość to cyngiel języka, który nie zawodzi". Nie znaczy to jednak, że książka, która pomija palące kwestie reprodukcji superbohaterów, jest przez to książką nieudaną.

Jest wręcz przeciwnie: autor operuje bardzo dynamiczną frazę, co chwila zmieniając perspektywę czy formę wypowiedzi, zasypując nas nie tylko stosami popkulturowych rekwizytów, ale także popisując się błyskotliwymi porównaniami ("bary jak hurtownia") czy zestawieniami i wyliczeniami.

"Miłość to cyngiel języka, który nie zawodzi" jest książką na wysoki połysk, bardzo sprawnie poprowadzoną, mistrzowsko rozgrywającą chłopięce zabawy i strachy na lachy, szukającą miłości w miejscach zwykle z nią nie kojarzonych, potykającą się niekiedy o jej społeczne i ekonomiczne uwarunkowania.

Znajdziecie tu także garść cennych z punktu widzenia powszechnego dobrostanu wskazówek: fragment dotyczący przemywania pach, który wieńczy książkę, jest najlepszą poradą, jaką usłyszałem od premiery ostatniej płyty Pixies, z jej brzemiennym w skutki wersem o sikaniu do fontanny.



Komentarze

Popularne posty