Spoglądając na buty, patrzymy w przyszłość

Niektóre praktyki wydawnicze przypominają wrzucanie autora pod nadjeżdżający pociąg: książka ukazuje się pod sam koniec roku, gdy wszystkie trzy osoby, które chciałyby jakoś podsumować rok w poezji, już dawno mają poukładane rankingi. Instytucje kultury czasowo rezygnują ze spotkań z budżetowo-adwentowych przyczyn, a autor zostaje z książką jak [tu wstaw bardzo popularną anegdotę z językiem angielskim w tle, którą chętnie przytaczają wyborcy Koalicji Obywatelskiej]. w dodatku książka już dwa tygodnie po premierze jest bardzo stara, ma rok i nikt do niej nie zagląda.

Obawiam się, że to właśnie przypadek "Psykotów", drugiego tomu wierszy Bartka Zdunka, wydanego pod koniec zeszłego roku przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi/Dom Literatury w Łodzi.


O tym, jak istotne to przeoczenie, niech opowiedzą nam teksty wchodzące w skład tej wyjątkowo poziomej książki:



Poziomość jest tu jednym z kluczy, układ graficzny tekstów staje się przyczynkiem dla dość słabej, ale wciąż tlącej się nadziei na horyzontalną społeczność i braterskość, także ze zwierzętami, dla niepoznaki nazywanymi domowymi lub gospodarczymi. Zarysowana w "Low-flying panic attack" służebność powraca w dalszej części książki, wyniesiona zresztą do rangi protokołu, kto-wie-czy-aby-nie-jako-zasada, która stanowić będzie fundament nowej wspólnoty.

Wydaje się jednak, że wspomniana służebność nie ma nic z uległości, jest raczej gestem troski, wymienianym przez wchodzące w interakcję (lub relację) podmioty.

Dużo też tu kultury niezbyt popularnej lub nieprzesadnie dokładnie zapamiętanej, pozostawionej na przełomie wieków na pastwę dzikich (tym razem) zwierząt: peel przebija się przez mieszankę wspomnień z dzieciństwa, zjawisk kulturowych, które mogłyby być wspomnieniami z dzieciństwa, ale nikt nam o nich wtedy nie powiedział oraz świeższych odkryć, które jednak, jak się wydaje, nie kopią już tak mocno.

W "Psykotach" powraca też dość popularne od października do kwietnia marzenie o życiu w ciepłym kraju ("skóra spalona na mahoń"), przy czym jest to bardzo specyficzna odmiana tego życzenia: "żyć w ciepłym kraju, który pozostanie Polską". To też jakiś moment utopijny, choć przypomina raczej coś pożyczonego, niż faktycznie przeżytego, co oczywiście jest jak najbardziej uprawnione: dobra utopia zawiera przecież element personalizacji, choć niekoniecznie musi być kubkiem Michaela Scotta.

Jeśli uda mi się zdać tu raport z kolejnej lektury, to przyjrzę się bliżej zastosowanym zabiegom graficznym, bo poza wspomnianą już horyzontalnością, mamy tu też kilka tabulatorów i zabiegów z podziałem wiersza na kolumny.

Tymczasem zachęcam do przedświątecznej lektury tej przemilczanej, cichutkiej, wypatrującej wspólnoty książki.

Komentarze

Popularne posty