Szlaczek spod bardzo pewnej ręki

Rzadko zdarza się naszej prozie tak dobry debiut: świadomy, nie tyle poszukujący swojego głosu, co zastanawiający się, co może tym głosem zrobić czytelniczce. A jest to głos, którego skali mógłby pozazdrościć autorce znajdujący się w życiowej formie Mike Patton, i mam wrażenie, że nie przesadzam.

Skala to zresztą dobre słowo do nawiązania rozmowy o debiucie Karoliny Krasny. Bo choć "Love song" nie jest przesadnie obszerny, skala wyzwań podjętych przez autorkę jest gigantyczna, o czym świadczyć może już kilka zdań wstępu w pierwszym nawiasie kwadratowym.

Fabuła? Niby zgodna z tytułem, choć nie obyło się bez (zwykle gorszącego opinię publiczną) skrętu: między kochankami drzemie sobie różnica wieku, w dodatku NIE TAKA.

Ale jak fantastycznie została ujęta, ile napięć jest nam w stanie wygenerować pozornie bezszelestnie i bez wysiłku, ile w niej wiary, nadziei, miłości, przynajmniej do czasu.

Podoba mi się szalenie to, jak autorka kreuje świat przedstawiony, posiłkując się realizmem magicznym (niebiańskim?) wcale nie po to, by zamaskować mechanizmy znane nam z codziennych spacerów po bułki, co raczej po to, by zauważy ich więcej, i żeby wszystkie razem odciskały się mocniej na działaniach podejmowanych przez bohaterów.

Świata mamy tu mnóstwo, odbieramy go wszystkimi zmysłami, zachłannie sięgamy po jego smaki, zapachy, tekstury, we wszystko chce się wcisnąć palec wskazujący i sprawdzić, co się z nim stanie. Nie ma tu nic z pozy i starannie dopracowanego zblazowania, nie spotkamy tu oczu, które widziały już wszystko. Zamiast nich jest wciąż, pomimo trudności, pielęgnowany przez niektórych wigor, umiejętność zachwycenia się czymś powszechnie uznawanym za byle co, uwrażliwienie na podmuch wiatru w koronach drzew, złapany przez pierwszy z brzegu nieba liść, cieszenie się szczególnym kątem padania promieni słonecznych.

I wiecie co? Jest w tej książce coś z piosenek Kombajnu Do Zbierania Kur Po Wioskach, których słuchałem, gdy miałem siedemnaście lat, słyszę je dokładnie, choć totolotków wokół jakby mniej.

Widziałem gdzieś ostatnio anegdotkę, jakoby jeden z modeli sztucznej inteligencji, po nakarmieniu go literaturą o miłości, stał się strasznie delikatny i miły w obejściu. Jeśli potrzebuję jakiejś sztucznej inteligencji, to takiej, która całymi dniami skanuje "Love song".



Komentarze

Popularne posty