About last night, czyli dlaczego nie możemy mieć ładnych rzeczy

 

Mogliście nie zauważyć, ale wczoraj też było święto.

Speedy Ortiz słucham od debiutanckiego, wydanego w 2013 r. "Major Arcana", i gdy tylko w sieci pojawiła się informacja, że zespół wpadnie do warszawskiego VooDoo Club, żeby promować najnowszy album "Rabbit Rabbit", najpierw pisnąłem z zachwytu, potem spojrzałem w kalendarz, a gdy okazało się, że koncert będzie w sobotę, i odpada kombinowanie urlopu i inne manewry, pisnąłem z zachwytu po raz drugi, tym razem już pełną piersią.

Potem były jeszcze przynajmniej dwa powody do zachwytu: najpierw z powodu ceny biletów na poziomie ze wspomnianego już 2013 r., a potem z tytułu supportu, którym okazało się wspaniałe Hanako.

Spodziewałem się tłumów: dwa istotne zespoły w dobrej formie, żadna tam Dolina Charlotty, wartościowy przekaz podany w przystępnej (a w przypadku Speedy Ortiz w bardzo przystępnej) formie.

I co? Frekwencja w klubie przypominała ognisko klasowe zorganizowane dla dwóch równoległych klas szkoły ponadpodstawowej.

Jakoś podskórnie mi się to spina z ogólnomieszczańską "dyskusją" o oblaniu warszawskiej syrenki, obalając jednocześnie często kopiowany argument dotykający nie tyle problemu i reakcji na problem, co walorów estetycznych reakcji na problem. Jasne, zwracajcie uwagę na ten temat, ale zróbcie to tak, żebyśmy was polubili, bo jak was nie polubimy, to w ogóle nic wam się nie uda.

Otóż niekoniecznie: jak będziemy reagować w bardziej artystyczny sposób, to do piwnicy wejdzie kilkadziesiąt osób, i tyle będzie z problemu i reakcji na problem. Mieszczanie nawet nie zauważą.

A sam koncert? Dwa wysokoenergetyczne sety, mnóstwo wzruszeń ("No Below" czy "Raising the Skate" to utwory towarzyszące mi od lat, więc cudownie było je usłyszeć na żywo), treści dotyczące ludobójstwa w Gazie i ruchu związkowego w Filadelfii przemycane niejako mimochodem, w sposób, który doskonale pasował do głównego dania, z dużym wyczuciem i smakiem, no i przede wszystkim dwa potężnie brzmiące zespoły wykonujące swoją robotę z uśmiechem na ustach.

Aż chciałoby się to pokazać większej liczbie osób.

Nie robiłem zdjęć (bez problemu znajdziecie je w sieci), ale wrzucam dwa ujęcia "Cry Perfume", tomu wierszy autorstwa Sadie Dupuis, wokalistki Speedy Ortiz. Kilka z nich w moim przekładzie będziecie mogli przeczytać w którejś "Odrze", jak tylko uda mi się z tym uporać.





 

Komentarze

Popularne posty