Kilka słów przed powrotem pod kamień, czyli o czym nie pisałem na blogu w kwietniu, maju i czerwcu


Gdy widzieliśmy się tu po raz ostatni, legendarny poeta z Wysp reklamował ubezpieczyciela, a ja zostawiłem nieco rozpikselowany obrazek z wierszem i nazwałem to zapowiedzią książki. Wychodzi na to, że drugi to najokrutniejszy z kwartałów, choć zaraz się (mam nadzieję) okaże, że w zasadzie wcale nie. Wymyśliłem sobie notę o moich aktywnościach i rzeczach, o których z ich powodu nie mogłem dla Was napisać. Poniższa lista oczywiście nie wyczerpuje żadnego z tematów, co przecież jest jakoś symptomatyczne dla tego niezbyt uczęszczanego miejsca w sieci.


Czym zajmowałem się w drugim kwartale? Pomyślmy!

  • Wydałem ósmą książkę z wierszami (a dziesiątą w ogóle), „Wbrew zębatkom, po myśli piasku”. Pod dostojnym i w moim odczuciu nieco modernistycznym tytułem kryje się dość niepozorny wybór wierszy z lat 2021-2023. Tom ukazał się jak (niemal) zwykle nakładem poznańskiego WBPiCAK. Choć lubię myśleć o tych tekstach, jak o pisanych pewną ręką, niektóre rzeczy raczej tam wyszły, niż zostały precyzyjnie zaplanowane. Wydaje mi się jednak, że jest to książka spójna i konsekwentna, nieco cichsza, może trochę bardziej pogodzona z losem, ale gdzieniegdzie (mimo wszystko) się tląca. Piszę w niej dużo o pracy, nie zawsze bez nadziei, a niekiedy wręcz z wiarą w lepszą atmosferę i organizację oraz bardziej sprawiedliwą dystrybucję owoców tejże pracy. Czy ktokolwiek się w tych wierszach odnajdzie, to już oczywiście pytanie do kogokolwiek.

  • Dzięki hojności Instytutu Polskiego w Paryżu, determinacji Michała Grabowskiego i gościnności kilku paryskich instytucji, mogłem spędzić bardzo intensywny tydzień w stolicy Francji. Działo się naprawdę wiele, spotkałem się z czytelniczkami w legendarnej Księgarni Polskiej, po raz pierwszy od lat czytałem do muzyki (a po raz pierwszy do własnej), uczestniczyłem w panelu dyskusyjnym pomimo absolutnego braku znajomości języka, którym posługiwali się dyskutanci (nie polecam), puszczałem Girls Against Boys, Yard Act i Pinegrove w siedzibie katolickiej rozgłośni, zrobiłem pewnie nieco ponad 100 km pieszo, no i odhaczyłem wspaniałych the National, na których zasadzałem się od kilkunastu lat. Piękny to był tydzień.

  • Opatrzyłem blurbami dwie wspaniałe książki poetyckie, „Saros” Soni Nowackiej i „Transkryptom szczęśliwej komórki” Joanny Pauli Oklińskiej. Mam nadzieję, że kilka zdań ode mnie nie zaszkodzi poetkom, a nasze drogi będą się jeszcze wielokrotnie przecinać na różnych imprezach, wydarzeniach, demonstracjach, frytkach i co tam jeszcze. Książki oczywiście niezmiennie polecam.

  • Napisałem niedługi komentarz o wierszach Marty Eloy Cichockiej z książki „obraz/może/zawierać/”, który ukaże się w najbliższym numerze „Kontentu”.

  • Nagrałem kilka tekstów z „Zębatek” do przygotowanych wcześniej chałupniczo podkładów, i cały czas zastanawiam się, czy warto to upublicznić. Mój mikrofon świeci i trzeszczy, a całość została zrealizowana jako aktywność mocno poboczna, pomiędzy ważniejszymi zadaniami, więc brzmi dość nędznie, i musiałbym tym handlować tak, jak handluje się lo fi (czyli wcale).

  • Pojechałem do Warszawy na Festiwal im. Miśka z Męcińskiej, żeby pogadać o sporcie z Januszem Drzewuckim i Pawłem Łęczukiem (nie trzeba było długo mnie namawiać), przeczytać wiersz z Erikiem Kostonem jako rekwizytem i rozdać pieniądze od sponsorów i statuetkę-misia w turnieju jednego wiersza.

  • Opublikowałem w (niestety) ostatnim numerze „Wizji” poemat, „Linię zmiany czasu”, do którego możecie zajrzeć tutaj: https://magazynwizje.pl/bak-linia-zmiany-czasu/

  • Odpowiedziałem na pytania w ankiecie o komizmie w najnowszej „Odrze”.

  • Zmieniłem pracę i mam nadzieję, że zarówno wreszcie, jak i na dobre.


A o czym nie zdążyłem napisać?

  • O tym, że setting i klimat, pomimo pewnie wielokrotnie skromniejszego budżetu, robią w „Stamtąd” znacznie lepsze wrażenie, niż w ostatnich sezonach „Stranger Things”, i nie mogę się doczekać powrotu do tego specyficznego nie-miejsca. Nie napisałem też o tym, że (w przeciwieństwie do wspomnianej superprodukcji Netfliksa) działa tu coś poza nostalgią, że wspaniale się w fabule splata racjonalne z irracjonalnym, że stereotypowo męskie role nie zawsze muszą być odgrywane przez mężczyzn, że męskość i jej ułomności są w zasadzie osią serialu, a jakoś mało kto się nad tym (w recenzjach) zastanawia, no i oczywiście o strategiach postępowania w oku katastrofy, w formie poradnika dla ludzi żyjących w oku katastrofy, a nie będących jednocześnie w tym oku ziarnkiem soli.

  • Skoro dotknęliśmy nostalgii, to nie napisałem o świetnym albumie Vermona Kids, czerpiącym najlepsze elementy z dwóch pierwszych płyt grupy, doprawiającym je mnóstwem melodii i szlachetnie spatynowanym, delikatnie stonerowym brzmieniem. Mamy emo w domu, naprawdę.

  • Nie napisałem też o drugiej płycie Yard Act, która w sumie chyba jest ciekawsza od najnowszej płyty IDLES, o której z kolei już pisałem jakiś czas temu.

  • O tym, że nowe single od Balance and Composure i La Dispute rozbudziły mój apetyt na nowe krążki obu kapel.

  • Nie napisałem (jeszcze?) o świetnych nowych książkach Bianki Rolando, Anny Matysiak, Marcina Czerkasowa i Przemysława Owczarka.

  • O tym, że druga prozatorska książka Barbary Klickiej, „Reneta”, jest szalenie sprawna i intrygująca, i chyba powinniśmy się o nią trochę pospierać (w bardzo sprawnej i pogłębionej recenzji robi to Zuzanna Sala: https://czaskultury.pl/artykul/zachwyt-mysle-ale-wcale-nie/).

  • O tym, że w starciu prozatorskich debiutantek tej wiosny naciskam naprzemiennie guziki z napisami „Hermanowicz” i „Tadra”, ale jeden z nich ciut częściej, czyli nie całkiem naprzemiennie.

  • O tym, że „Chipsy dla gości” Natalki Suszczyńskiej są bardziej pożywne, niż przeciętne chipsy, i wielu ludzi po trzydziestce świetnie by się w nich odnalazło (co nie znaczy, że młodsze czytelniczki nie mają tam czego szukać, skoro lęki często mają uniwersalny charakter).

  • O tym, że warto sięgnąć po eseje Adrienne Rich wydane przez Karakter i wyłuskiwać z nich dorodne ziarna bobu.

  • O tym, że entuzjaści niepokojących i dziwnych światów powinni sięgnąć po dostępne od jakiegoś czasu w Game Passie „Control” od Remedy, które łączy dobrą historię i gęsty klimat z bardzo satysfakcjonującymi mechanikami rozgrywki.


Planami na przyszłość nie będę się dzielił, bo jeszcze ktoś wpadnie na pomysł, żeby mnie z tego rozliczyć. Obiecuję, że czasem Wam spod ulubionego kamienia pomacham.


Komentarze

Popularne posty